Byłam
głupia,że tak dałam się omamić. Taki kawał życia w dupie-
przepłakanych, bez szacunku i wsparcia. Gdzie ja miałam oczy?
Wyrzucała
sobie w duchu, upychając do niewielkiej torby najpotrzebniejsze
rzeczy.
On
krąży wokół niej jak sęp. On- jej pierwsza miłość, pierwszy
facet ...pierwszy kochanek. Człowiek,któremu podporządkowała
ostatnie kilka lat. Pamięta jak go poznała. Myślała wtedy,że
złapała Pana Boga za nogi. W każdym aspekcie był jej ucieczką
spod zapitej dyktatury Ojca- metaforycznym jak i realnym. Dawał jej
to,czego najbardziej pragnęła- miłości, uwagi, czułości. Kiedy
z nim zamieszkała nie zdawała sobie sprawy w co się pakuje. Różowe
klapki z jej oczu spadły przy pierwszej wymianie różnych opinii.
Potrafił świetnie przeinaczać fakty i odwracać kota ogonem,
wywołując w niej ( z premedytacją ) poczucie winy. Ot taka
manipulacja werbalno-emocjonalna. Nie umiała się bronić-ani przed
Ojcem ani przed nikim wobec kogo żywiła uczucia. Była spragniona
miłości jak narkoman heroiny- na wiecznym głodzie, wiedząc,że to
ją wyniszcza, uzależnia. Przystawała na to nawet za cenę własnej
godności. Jeśli jakąkolwiek jeszcze posiadała.
Wraz
z upływem miesięcy, jego ekspresja złości czy gniewu wyrażała
się coraz dosadniej. Czasem tracił nad sobą kontrolą i wtedy nie
przebierał w środkach. Uderzył ją. Był pijany. Przeprosił.
Uderzył ją znów. Był pijany. Nie przepraszał. Za każdym razem
obwiniał ją,używając słów które niby miały wytłumaczyć
wszystko- sprowokowałaś mnie.
Wkurzała
się na siebie,że nie ma wystarczającej siły podjąć stanowczych
decyzji. Wyjść, zostawić i nie wracać. Po złości przychodziło
zwątpienie- gdzie pójdę? Co zrobię? Jak sobie poradzę?
Próbowała
się postawić. Raz zrobiła to całkiem skutecznie- rozmowa
poskutkowała. Przez jakiś czas miała spokój...
Oboje dorastali. Zaczęli bardziej zajmować się sobą niż sobą
nawzajem. Zdarzały się tarcia i burzliwe kłótnie,ale wszystko w
granicach umownie przyjętych norm. Para,która w oczach innych była
wzorem.
To
był też jej czas- zaczęła osiągać sukcesy zawodowe, które
cegiełka po cegiełce wznosiły na nowo fundamenty miłości
własnej. Wracała jej wiara. Wracała siła. Nie było to
spektakularne zjawisko,ale raczej powolny proces – ciąg przyczyn i
skutków który kształtował proces przemiany.
Kiedy
zaczęła dochodzić do ładu sama ze sobą, w nim coś pękło.
Nawarstwiające się problemy, plus gorycz własnej porażki zawodowej
w odniesieniu do jej drobnych zwycięstw był dla niego nie do
udźwignięcia. Przelała się czara goryczy-najpierw jego, potem
jej.
Obiecała
sobie,że już nigdy nie da się nikomu stłamsić. Poszanowanie
siebie samej oraz spokój w którym się tak rozmiłowała ,były dla
niej teraz wartościami nie do naruszenia. Nie pozwoli sobie tego po
raz kolejny odebrać. Fuck you all.
Kiedy
podniósł na nią rękę, wiedziała co robić. Bez dłuższego
namysłu zgarnęła podręczną torbę i zapakowała do niej
najpotrzebniejsze rzeczy. W niemocy próbował ją jeszcze zatrzymać
jedynym sposób jaki znał- siłą...ale cokolwiek by teraz nie
zrobił ona podjęła stanowczą decyzję. Bolało. Kuło. Serce
waliło jak oszalałe a przez głowę przetaczała się lawina myśli.
Przecież go kochała. Tak. Teraz całą miłość ofiaruje sobie.
Wiedziała,że czeka ją długa i niepewna droga- razem z nim
zostawia za sobą kilka lat swojego życia, dom, pracę, uczucia.
Będzie musiała ułożyć swoje życie na nowo..i ta myśl,po raz
pierwszy- dodała jej odwagi. Poczuła się wolna...
Obróciła
się plecami. Odeszła pewnym krokiem, zostawiając go samego...
Pierwsza
lekcja samodzielnego życia...
***
Nigdy nie jest za późno na zmianę. Nawet jeśli miałeś przechlapane dzieciństwo, wiek nastoletni czy młodość,niezależnie czy to ze strony rówieśników czy rodziny, w każdym momencie swojego życia możesz zrobić krok naprzód, porzucając ten cały smród za sobą. Wszytko zależy od Ciebie. Ktokolwiek Cię krytykuje, wyśmiewa, próbując zniszczyć psychicznie -sam ze sobą ma problem. Nie pozwól by frustracje innych ludzi odbijały się na tym jak postrzegasz siebie i co robisz ze swoim życiem. Nikt,absolutnie nikt nie ma nad Tobą władzy,jeśli ty na to nie przyzwolisz. Zmyj z siebie wszystkie słowa, negatywne wspomnienia i ból, który oblepił Cię niczym brud. Zrzuć to i idź przed siebie. Twoja przeszłość nie musi warunkować tego jaki jesteś teraz.
***
Jeśli
nie doszedłeś do ładu sam ze sobą, nie wiąż się z nikim i nie
płódź dzieci. Będziesz miał potrzeby i oczekiwania wobec drugiej
osoby by je zaspokoiła. Nie stworzysz niczego wartościowego
uzależniając się od kogoś i tego co ci może dać, zarówno w
aspekcie emocjonalnym, fizycznym czy materialnym. Musisz być
jednostką samowystarczalną, świadomą siebie,żeby budować z
drugim człowiekiem stabilną, pełną zaufania i miłości relację.
I pamiętaj dziecko nie rozwiązuje problemów, nie jest zabawką. To
mała istota za którą jesteś odpowiedzialny. Poprzez swoje
zachowanie, wyznawane wartości,poświęconą uwagę i miłość
(zarówno jej brak jak i nadmiar może być szkodliwy) kształtujesz
jego psychikę- to jak będzie sobie radził ze sobą i z innymi w
dorosłym życiu. Miej tego świadomość. A jeśli Ci wszystko
jedno to może lepiej kup sobie rybki i patrz jak zdychają. Już i
tak wystarczające piekło urządzamy sobie nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz